piątek, 30 maja 2014
...
No hej. Sprawa wygląda tak, że już teraz wiem, iż w tym tygodniu żadne opowiadanie się nie pojawi. Mam straszne urwanie głowy przed klasyfikacją; mam nadzieję, że mnie rozumiecie...
niedziela, 25 maja 2014
"Ballada o Conhornie - Część IV: Gorsze niż się wydaje"
Uhm... Cześć. Tak jak obiecałem, w końcu coś wrzucam... Ja wiem, że jest słabe, krótkie, (mocno) spóźnione i nie zdążyłem tego poprawić, ale jest :) Miłej lektury!
____________________
____________________
- Co? Za daleko? A może
już tam byłeś i… masz tam więcej wrogów niż tutaj? – spytał szczerze
zaintrygowany Conhorn.
- No cóż… - Murray zasępił się na chwilę. – Z tym
miastem wiąże się pewna historia z mojej przeszłości… Ale opowiem ci o tym
kiedy indziej. A teraz – chłopak prędko zmienił temat – jeśli ci to nie
przeszkadza, to zaprowadzę cię gdzieś. Muszę zabrać kilka swoich rzeczy. I może
udałoby się załatwić ci jakieś porządne ubranie? Bez obrazy, ale te szmaty
wyglądają okropnie.
- W porządku – Conhorn wzruszył
ramionami.
Ruszyli ciemnymi
uliczkami miasta. Skręcili w prawo, później w lewo, w prawo, znowu w lewo… Conhorn
prędko przestał liczyć zakręty i tylko szedł za towarzyszem. Po dłuższej chwili
lawirowania krętymi zaułkami dotarli do niewysokiej, drewnianej chatki,
przytulonej z jednej strony do wysokiej kamienicy, a z drugiej – do koszar
straży.
- Najciemniej jest pod
latarnią – mruknął Murray, otwierając drzwi.
W środku była tylko
jedna izba, a w niej stare, rozlatujące się łóżko, ledwo trzymająca się w jednej
całości szafa, krzywy stół i dwa zniszczone krzesła. Murray podszedł do tego,
co jak się zdawało było łóżkiem.
- Hej! Chyba nie
sądzisz, że zabierzemy je ze sobą, co?
Murray zignorował tę
zgryźliwą uwagę i sięgnął pod wiszący na trzech deskach słomiany materac.
Wyciągnął stamtąd niewielki, mosiężny kuferek, wręcz szkatułkę. Wziął małą
skrzynkę pod pachę i podszedł do szafy. Otworzył ją, zawiasy zaskrzypiały
cicho.
- Sprawdź, może coś
będzie na ciebie pasować.
Conhorn ze zdziwieniem
spojrzał na wiszące w szafie, w większości wyglądające na drogie stroje. Było
tam nawet ubranie, które z pewnością należało kiedyś do jakiegoś cesarskiego
lorda. Chłopak jednak wybrał dla siebie czarny, sięgający kolan płaszcz z
czerwonymi pasami na wysokości piersi. Do tego wziął czarne spodnie i ciemne,
wysokie buty. Murray uniósł lekko brew w wyrazie zdziwienia, ale nie skomentował
wyboru przyjaciela.
- Kaptur ci się
podwinął – powiedział tylko, poprawiając zwinięty na plecach Conhorna spory
kawał materiału.
- Dzięki – rzucił tamten.
– Masz już wszystko?
- Tak. Jak dla mnie
możemy ruszać. Chyba, że ty chcesz coś jeszcze zrobić, załatwić…?
- Nie – Conhorn pokręcił
przecząco głową. – Ruszajmy.
Wyszli ze starej chaty.
Niebo zaczynało już powoli szarzeć, wstawał wczesny świt. Skierowali się w
stronę wschodniej bramy. Co prawda, zostanie otwarta dopiero za kilka godzin,
ale Murray uparł się, żeby tam pójść. Zamkniętej bramy pilnowało dwóch
strażników. Gdy tylko ujrzeli zbliżających się chłopców, dobyli broni. Jeden
wycelował w ich kierunku pistolet.
- Stać! – zawołał ten z
pistoletem. - Kto idzie?
- Kinsson? – odparł szeptem
Murray. – Spokojnie, Kinsson. To ja, Murray.
- Ach – mężczyzna opuścił
pistolet. – Czego tu szukasz po nocy? I kim jest twój… przyjaciel?
- To mój przyjaciel,
Conhorn – przedstawił go. – Uratował mi moją zacną zadnią część ciała. Słuchaj,
Kinsson. Musimy wyjść z miasta.
- Akurat teraz? Nie
możecie zaczekać do rana? Kapitan mnie zabije, jeśli się dowie. Manssona też!
- Tak, właśnie teraz.
Gdyby nie ja, to Mary zabiłaby was zeszłej wiosny. Jesteście mi coś winni.
- Co prawda, to prawda –
mruknął niechętnie strażnik. – Mansson, uchyl bramę. Powodzenia w świecie za
murem!
- Trzymaj się Kinsson.
Może jeszcze kiedyś tu wpadnę.
Chłopcy wybiegli na zewnątrz
przez uchylone wrota. Na świecie wciąż panowała ciemność, chociaż brzask
zbliżał się wielkimi krokami. Ruszyli biegiem przed siebie, w stronę cesarskiej
Siódemki i dalej na wschód, goniąc kolumnę z jeńcami. Teraz tracili do niej
ponad dzień drogi, ale mieli nadzieję, że uda im się ten czas nadrobić.
Przemieszczali się
drogą dobrze Conhornowi znaną. Przemierzał ją wiele razy pod czas wypraw z
przyjaciółmi. Od czasu do czasu robili nawet interesy z mieszkańcami Vannuled,
to przenosząc jakiś towar z miasta do jednej z okolicznych wiosek lub na
odwrót, to prowadząc kogoś z jednego miejsca do drugiego, to polując w
cesarskich lasach – co nie było do końca bezpieczne.
Szli szybciej, niż
Conhorn, kiedy podążał na zachód, teraz gnani presją dużej różnicy czasu między
nimi a kolumną niewolników i strachem, że ktoś odkryje, iż to oni są
odpowiedzialni za śmierć tamtych strażników; od czasu do czasu biegli,
sprawdzając, czy ktoś nie podąża ich śladem. Gdy słońce ukazało się w pełni na
horyzoncie, dotarli do miejsca, w którym Conhorn poprzedniego dnia wszedł na
Siódemkę. Byli już jednak porządnie zmęczeni podróżą w zabójczym wręcz tempie,
obaj ciężko dyszeli.
- Daj mi chwilę –
stęknął Murray. – Muszę odpocząć…
Usiedli pod drzewem na
skraju drogi. Było jeszcze chłodno, ale słońce powoli ogrzewało świat. Ptaki
już dawno temu zaczęły swój koncert. Nagle do ich koncertu ktoś się dołączył.
Ktoś nieproszony.
Rozległ się głośny ryk
i coś z łopotem skrzydeł przeleciało nad drogą, wypatrując w dole zwierzyny.
Ptaki przestały śpiewać, przestraszone. Po chwili wielki gad zniknął w oddali,
szybując nad lasem.
- Że też wiwerny są
jeszcze na tym świecie! – narzekał Murray. – Taką mamy technologię, taką
technologię, a takie pustoszące wszystko gady jeszcze żyją! Jeden całą wieś,
całą wieś, potrafi spalić, całe miasto nawet!
- Cesarstwo robi to
samo – rzekł Conhorn z ledwo wyczuwalnym żalem w głosie.
- Co ty mówisz? –
zdziwił się towarzysz.
- Chodź, pokażę ci coś.
Weszli w las. Conhorn
prowadził, jako że świetnie znał teren.
Przedzierali się przez wysokie krzaki i paprocie, brnęli wśród mchów i
sięgającej pasa trawy. Minęli dwa groby, jeden porządniejszy, z kamieni, drugi
z ziemi i gałęzi. Murray z zaintrygowaniem na nie spojrzał, jednak drugi z
chłopców nie zwrócił na nie uwagi. Pozornie. Na zewnątrz nie patrzył na usypane
przez siebie mogiły, ale w środku znów wezbrał w nim żal i tęsknota za
przyjacielem.
W końcu dotarli na
skraj urwiska, tego samego urwiska, z którego Conhorn patrzył z przyjaciółmi na
pożar wioski. Teraz wyciągnął do przodu rękę, wskazując na zgliszcza.
- Tego nie zrobił żaden
gad – powiedział ze ściśniętym gardłem. – Żaden smok czy wiwerna. To zrobili
cesarscy.
- Nie wierzę – odparł Murray,
kręcąc głową. – Nie lubię Cesarstwa, nawet bardzo i wiem, że żołnierze nie są
mili i w ogóle… Ale nigdy bym nie pomyślał, że Cesarstwo pali i wyżyna w pień własne
wioski…
- Uwierz. Widziałem to
na własne oczy. Spalili domy, wymordowali lub wzięli w niewolę mieszkańców.
Cesarstwo nie jest tak dobre, jak mówi. Jest nawet gorsze, niż się wydaje.
środa, 21 maja 2014
Conhorna w tym tygodniu nie będzie
Cześć... W tym tygodniu niestety nie uda mi się nic wrzucić. Przepraszam, że nie napisałem tego wcześniej, ale mam w tym tygodniu nieco dużo roboty, nie tylko ze względu na szkołę, ale również swoje życie prywatne... Mam nadzieję, że w weekend coś się pojawi, jak nie to niestety dopiero w przyszłym tygodniu... Jeszcze raz przepraszam i liczę na zrozumienie z Waszej strony.
niedziela, 11 maja 2014
"Ballada o Conhornie - Część III: Murray"
Już myślałem, że w tym tygodniu nie uda mi się niczego wrzucić - ale jednak! Wyrobiłem się z nauką i dałem radę to napisać. Życzę miłej lektury! :)
____________________
____________________
Chłopak długo klęczał
na rozstaju ze spuszczoną na piersi głową. Zupełnie nie wiedział, co teraz
zrobić. Na ziemi widniały jedynie ślady żołnierzy, odcisków Virrey czy
kogokolwiek nie obutego w ciężkie, żelazne buty nie było widać, nie mógł więc
nawet mieć pewności, że dziewczyna wciąż żyje. Ale czuł, że żyje. I miał taką
nadzieję.
Po kilku minutach
odrętwienia postanowił udać się na zachód, w głąb prowincji, dokąd
prawdopodobnie cesarscy żołnierze prowadzą jeńców. Wstał, otrzepał ubranie z
kurzu i wstąpił na brukowaną drogę. Ruszył w lewo. Jak dobrze wiedział,
kilkanaście mil dalej znajdowało się miasto Vannuled, to samo, w którym spędził
część swojego dzieciństwa i w którym miał się spotkać z przyjaciółmi, gdyby
pobiegli bez niego… Ale nie pobiegli. Liczył na to, że jeśli Virrey udało się w
jakiś – jakikolwiek – sposób uciec, to wyruszyła właśnie tam.
Szedł szybko. Normalnie
rozglądałby się, podziwiając przyrodę i niewątpliwie piękne, rosnące wzdłuż
drogi drzewa, napawając się ich bliskością oraz wonią, która unosiła się w
powietrzu, słodkim zapachem kwitnących po raz drugi w tym roku kwiatów… Ale nie
tym razem. Tym razem się spieszył. Tym razem widział tylko gościniec. Tym
razem… Tym razem był sam. Samotny.
Wkrótce zaczął zapadać
zmrok. Jednak nie przejął się tym zbytnio, ponieważ okolica była spokojna – nie
grasowała tu żadna banda ani rozbójników, ani orków, ani goblinów, ani tym
podobnego plugastwa i wyrzutków społeczeństwa – a poza tym widział już w oddali
zarysy murów miejskich, a wkrótce w mroku od strony miasta zamajaczyły liczne
światełka.
Kilkadziesiąt minut
później zszedł w dół niewielkiego wzniesienia i dalej szedł prosto, ścinając
zakręt gościńca; stanął pod okalającym Vannuled wysokim murem. Bramy miejskie
były już oczywiście zamknięte, ale nie stanowiło to dla Conhorna najmniejszego
problemu. Nie miał łatwego dzieciństwa, a do tego większość czasu w ciągu
ostatnich kilku lat spędzał na polowaniach na przeróżną zwierzynę i bitkach z
chłopcami z innych wsi – to na pięści, to na kije czy noże. Często musiał
uciekać (lub kogoś gonić) przez niełatwy teren, nieraz wspinając się na budynki
i kontynuując bieg na ich dachach lub skacząc z jednego drzewa na drugie. Nie
raz i nie dwa musiał przejść nad murami miejskimi Vannuled.
Uniósł wzrok i
wypatrzył w mroku niewielką szczelinę w ścianie. Odbił się od ziemi, zaszurał
stopami po gładkim murze. Czubkami palców zahaczył o lukę. Poprawił chwyt i
podciągnął się w górę. Wypatrzył wystający fragment kamienia, nieco po prawej
stronie. Opuścił się nieco na ramionach, po czym dzięki gwałtownemu ruchowi
rąk, wyskoczył w kierunku uchwytu. Złapał skałę, stęknął, zderzywszy się z
murem. Powtarzał te czynności (raz stękając a raz nie) tak długo, aż wspiął się
na sam szczyt ściany. Podciągnął się tak, by głowa wystawała mu nad mur tylko
tak bardzo, by mógł coś widzieć i sprawdził, czy w pobliżu nie ma przypadkiem
jakiegoś strażnika. Stwierdziwszy, że jest bezpiecznie, wskoczył na mur.
Rozejrzał się jeszcze raz. Z prawej strony zbliżała się jedna świetlista plama,
z drugiej druga. Czyli jednak strażnicy byli w pobliżu. Dalszym, ale jednak pobliżu.
Jak mógł ich nie zauważyć?! Musiał się stąd ulotnić – i to szybko. Dostrzegł w
dole po wewnętrznej stronie muru kupę siana. Modląc się do wszystkich znanych
mu bogów, skoczył. Spadał, jak mu się zdawało, ze sto sześćdziesiąt stóp, ale
nie miał pojęcia, jak wysoki jest mur. Poziom adrenaliny skoczył mu drastycznie
w górę. W locie obrócił się twarzą w górę. Z cichym szelestem wpadł w siano.
Przez zasłaniające mu
lekko twarz siano zobaczył, jak w górze jasne plamy zbliżają się do siebie,
spotykają i niespiesznie mijają.
Conhorn wypuścił z ust
powietrze, gdy emocje powoli opadały. Wygrzebał się ze stogu i ruszył do
miejsca, w którym o każdej porze dnia i nocy można było zdobyć jakieś prawdziwe
informacje. Do tawerny.
Przeszedł uliczkami
uśpionego miasta. Już z daleka ujrzał dobrze oświetlony szyld „Uśpiony smok”,
należący do jedynej tawerny w tym mieście – miejsca, które nigdy nie zasypia.
Wszedł do zadymionej izby, pełnej pijanych mężczyzn i mniej lub bardziej
nietrzeźwych kobiet. Pod prawą od wejścia ścianą lało się po pyskach kilku
facetów, którym kibicowało niewielkie grono – w większości ledwo stojących na
nogach – gapiów. Chłopak ruszył w kierunku długiej, drewnianej lady.
- Czy jest tu ktoś, kto
mógłby coś wiedzieć o przechodzących tędy dzisiaj żołnierzach? – zagadnął
stojącego za kontuarem człowieka.
- Może ktoś jest.
Zależy, czym jest to „coś”, czego chciałbyś się dowiedzieć.
- Czy byli z nimi jacyś jeńcy? Konkretnie
pewna…
- Żadnych jeńców nie
prowadzili – przerwał mu szorstko jakiś głos z tyłu, o dziwo brzmiący trzeźwo.
– A już na pewno konkretnej pewnej. Czyż nie wiesz, że wszystkich jeńców
prowadzą na wschód i tam sprzedają na targu niewolników?
- Nie wiedziałem –
odparł nieco speszony Conhorn, klnąc w myślach. – Dziękuję za informację.
- Nie ma za co, mały.
Nienawidzę Cesarstwa bardziej niż tej cholernej zarazy, która zabiła moją
matkę. Z tego, co widzę, ty również nie darzysz go miłością. Idź więc w pokoju
i niechaj bogowie mają cię w swojej opiece.
Chłopak wyszedł z
tawerny wściekły na samego siebie. Coś mu mówiło, żeby iść do Malvand, ale on
oczywiście musiał nie słuchać i iść na zachód!
Właśnie zaczynał się
rozkręcać w wyklinaniu swojej osoby, gdy usłyszał dochodzące zza pobliskiego
domu odgłosy walki. Bez namysłu rozpędził się wskoczył na parapet jednego z
okien budynku, odbił się lekko w tył, złapał krawędzi dachu i podciągnął w
górę. Wszedł na nieco spadzisty dach. W dole ujrzał młodego chłopaka, który na
oko osiągnął już pełnoletniość, choć dopiero niedawno, walczącego z dwoma
strażnikami.
Dobył miecza i skoczył
na jednego ze strażników. Powalił niespodziewającego się ataku z powietrza
mężczyznę, wbijając mu ostrze w plecy i zabijając na miejscu. Prędko poderwał
się, wyciągając miecz z truchła i ciął drugiego przeciwnika – który obrócił się
doń przodem w idealnym momencie, by ostatnią rzeczą jaką zobaczy w życiu była
twarz swego zabójcy – w szyję. Strażnik padł na twarz z rozpłataną krtanią.
- Ładnie – powiedział
chłopak, patrząc na Conhorna z kiepsko skrywanym strachem. – Dzię…
- Cicho – przerwał mu
szeptem Conhorn, nasłuchując. Schował miecz do pochwy. – Nadbiegają następni.
Chodź ze mną, jeśli nadążysz.
Z tymi słowy odwrócił
się i ponownie wskoczył na dach budynku, z którego zeskoczył na pierwszego
przeciwnika. Usłyszał wspinającego się za nim chłopaka. Rozejrzał się, szukając
wzrokiem biegnących strażników. Dostrzegł ich i ruszył biegiem w przeciwną stronę.
Przeskoczył na dach kolejnego domu, skręcił w prawo. Wskoczył na ścianę
„Uśpionego smoka”, chwycił się, wystającej poza płaszczyznę ściany, ozdobnej
listwy. Podciągnął się, chwycił parapet powyższego (a jak się okazało
najwyższego) okna, wsparł się na nim nogą, złapał krawędź dachu i wdrapał się
na górę. Rzucił okiem w dół, na podążającego za nim chłopaka, który całkiem
nieźle sobie radził. Ruszył dalej. Zeskoczył na dach nieco niższego od budynku
tawerny domu, później kolejnego i kolejnego, aż w końcu – stwierdziwszy, że
uciekli dość daleko – wylądował na ziemi, zdyszany po długim i męczącym biegu.
Jakąś chwilę później tuż obok niego wylądował drugi chłopak.
- Jesteś – stwierdził
Conhorn. – Już myślałem, że się zgubiłeś.
- Szybki jesteś –
przyznał tamten, ledwo łapiąc oddech – ale nie dość szybki. Dzięki ci za pomoc.
Nazywam się Murray.
- Conhorn.
Uścisnęli sobie dłonie,
wzajemnie patrząc sobie w oczy. Murray był całkiem wysoki i chudy. Miał
krótkie, ciemne włosy. Ubrany był w dziwny płaszcz w kolorze, którego nie dało
się określić w ciemności.
- Nie wiesz może, czy
przybyła tu dzisiaj młoda dziewczyna?
- Przybyło ich kilka… -
odparł Murray. – Kilkanaście. Ale jeśli chodzi ci o tą, z którą byłeś tu kilka
razy…
- Tak, właśnie o nią.
-… to jej tu nie było i
raczej nie będzie, bo ją prowadzili na wschód.
Czyli nie udało jej się
uciec. No cóż, przynajmniej jest jasność w temacie, dokąd się teraz udać. Do
Malvand.
- A skąd to właściwie
wiesz? – spytał Conhorn, nagle nabierając podejrzeń.
- Wiem o wszystkim, co
się dzieje tutaj i w okolicy, bo mam znajomości – Murray uśmiechnął się
szelmowsko. – Mam wielu przyjaciół. Dokąd się teraz udasz?
- Tam, skąd
przyszedłem, i jeszcze dalej – odparł wymijająco Conhorn. – Do zobaczenia. –
odwrócił się i zaczął odchodzić, kiedy dogonił go Murray.
- A może mógłbym iść z
tobą?
- Dlaczego? Przecież
tutaj masz przyjaciół i w ogóle…
- Ale jeszcze więcej
wrogów. Mogę – spojrzał błagalnie na Conhorna.
- No… No dobrze –
zgodził się po krótkim wahaniu.
- Dziękuję! – Murray
rozpromienił się. – Skórę mi ratujesz! Któryś już raz, zresztą. To dokąd
idziemy?
- Do Malvand.
- O cholera…
poniedziałek, 5 maja 2014
Liebster Blog Awards
Zostałem nominowany do Liebster Blog Awards przez Enough i Freedom, piszące bloga "Nadnaturalni" (dzięki dziewczyny :D) Wrzucam to z małym opóźnieniem, ponieważ chciałem najpierw dowiedzieć się o co chodzi. Nadal nie do końca to ogarniam, ale to szczegół ;)
1. Co cię skłoniło do napisania bloga?
Ta... Pierwsze pytanie i już problem... Jak na sprawdzianie z hiszpańskiego...
W sumie nie wiem. Chyba po prostu znudziło mi się pisanie "do szafy".
2. Skąd czerpiesz inspiracje do pisania?
Prawdziwy mistrz nigdy nie zdradza swoich tajemnic :P
A tak poważnie to chyba ze wszystkiego. Czasem z filmów, czasem z książek, z gier komputerowych. Ale przeważnie to przychodzi samo. Nie wiem, skąd.
3. Czy twoi rodzice/znajomi wiedzą, że prowadzisz bloga o takiej czy innej tematyce?
5. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Pisać. Zdecydowanie pisać. Poza tym lubię czytać, grać na komputerze, od czasu do czasu wlać komuś na treningu...
6. Czy historie, które opisujesz na blogu mają związek z twoim życiem?
I tak, i nie. Znaczy, to co piszę na blogu w większości jest fikcją, czasem natchnioną moim rzeczywistym życiem. Są też historie, które są ściśle związane ze mną albo moimi marzeniami. Albo takie, które wywarły wpływ na moje życie. Dziwne, co? Sam piszę coś, co zmienia moje życie. Ale tak właśnie jest.
7. Czy bohaterowie twoich opowiadań są odzwierciedleniem ciebie lub osób z twojego otoczenia?
I znowu - niektórzy. Na blogu raczej nie... Chociaż...
Ale pisałem kiedyś z takim jednym kolegą takie coś, gdzie opisy kilku bohaterów były równo zerżnięte z rzeczywistości. Były dwie dziewczyny z naszej szkoły, a główni bohaterowie wyglądali tak jak my. Albo tak jak my chcielibyśmy wyglądać. Czasem podświadomie (albo i z premedytacją) wrzucam do opowiadania ludzi, których znam, których lubię, nienawidzę, albo w których się... zadurzyłem? To chyba dobre określenie.
8.
Hm... Na to pytanie odpowiem... kiedy tylko się pojawi.
9. Od jaka dawna zajmujesz się własną twórczością literacką?
Odkąd pamiętam. Zacząłem w pierwszej klasie podstawówki, chcąc pokazać dwunastoletniej siostrze, że też umiem xD Serio, zazdrościłem jej tego. Więc napisałem własną książkę. Żeby nie być gorszym. Tak to się zaczęło. Jeszcze gdzieś mam tę książkę xD
10. Czy pozycje, które czytujesz i ich autorzy są dla ciebie "autorytetem"?
No i znowuż: zależy. Czasami. "Wiedźmin" Sapkowskiego był książką, która wywarła spory wpływ na moje opowiadania, tudzież książki...
11. Jakiej muzyki słuchasz i czy masz inne hobby prócz pisania?
Metalu, rocka, metalu, muzyki poważnej, hip-hopu, metalu...
A tak poważnie, to chyba wszystkiego, oprócz popu i disco polo. Wszystkiego, ze szczególnym naciskiem na metal i rocka (i wszystkie ich odmiany) (Metallica, Scorpions, Vader...<3). Gdybyście mnie zobaczyli/ły (niepotrzebne skreślić :P) to byście się zdziwili/ły. "Jak to, on słucha metalu? I tak się ubiera?" - takie myśli chodziłyby Wam pewnie po głowach, gdybyście mnie zobaczyli/ły. Tak, słucham metalu. Nie, nie ubieram się jak metal.
Nominowane blogi:
1) http://ej-romantycznahistoria.blogspot.com/ (tak! właśnie tak! to nie przypadek! zgodziłaś się ze mną więc dostajesz nominację! :P)
2) http://kaer-morhen12.blogspot.com/ (autor już chyba nie odwiedza tego miejsca, no ale cóż...)
1. Co cię skłoniło do napisania bloga?
Ta... Pierwsze pytanie i już problem... Jak na sprawdzianie z hiszpańskiego...
W sumie nie wiem. Chyba po prostu znudziło mi się pisanie "do szafy".
2. Skąd czerpiesz inspiracje do pisania?
Prawdziwy mistrz nigdy nie zdradza swoich tajemnic :P
A tak poważnie to chyba ze wszystkiego. Czasem z filmów, czasem z książek, z gier komputerowych. Ale przeważnie to przychodzi samo. Nie wiem, skąd.
3. Czy twoi rodzice/znajomi wiedzą, że prowadzisz bloga o takiej czy innej tematyce?
Kilku moich znajomych wie, ale raczej się tym... nie chwalę. Wie moja mama, babcia i siostra. Że prowadzę, to wiedzą, bo przyszły do mojego pokoju jak zakładałem bloga. A o jakiej tematyce? Bo czytają moje opowiadania. Mam w domu taki zeszyt, w którym piszę. Zdarza mi się nie schować go dość głęboko, albo daje im, żeby zapytać o zdanie na temat tego czy innego opowiadania.
4. Prowadziłaś/eś jakieś blogi przed tym? A może prowadzisz 2 naraz?
Tak. Aczkolwiek nie. Nie prowadziłem wcześniej żadnego bloga. Ale prowadzę 2 naraz. Z tym, że ten drugi pod innym pseudonimem i on się nie liczy. Tam tylko ogarniałem edycję wyglądu bloga.
4. Prowadziłaś/eś jakieś blogi przed tym? A może prowadzisz 2 naraz?
Tak. Aczkolwiek nie. Nie prowadziłem wcześniej żadnego bloga. Ale prowadzę 2 naraz. Z tym, że ten drugi pod innym pseudonimem i on się nie liczy. Tam tylko ogarniałem edycję wyglądu bloga.
5. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Pisać. Zdecydowanie pisać. Poza tym lubię czytać, grać na komputerze, od czasu do czasu wlać komuś na treningu...
6. Czy historie, które opisujesz na blogu mają związek z twoim życiem?
I tak, i nie. Znaczy, to co piszę na blogu w większości jest fikcją, czasem natchnioną moim rzeczywistym życiem. Są też historie, które są ściśle związane ze mną albo moimi marzeniami. Albo takie, które wywarły wpływ na moje życie. Dziwne, co? Sam piszę coś, co zmienia moje życie. Ale tak właśnie jest.
7. Czy bohaterowie twoich opowiadań są odzwierciedleniem ciebie lub osób z twojego otoczenia?
I znowu - niektórzy. Na blogu raczej nie... Chociaż...
Ale pisałem kiedyś z takim jednym kolegą takie coś, gdzie opisy kilku bohaterów były równo zerżnięte z rzeczywistości. Były dwie dziewczyny z naszej szkoły, a główni bohaterowie wyglądali tak jak my. Albo tak jak my chcielibyśmy wyglądać. Czasem podświadomie (albo i z premedytacją) wrzucam do opowiadania ludzi, których znam, których lubię, nienawidzę, albo w których się... zadurzyłem? To chyba dobre określenie.
8.
Hm... Na to pytanie odpowiem... kiedy tylko się pojawi.
9. Od jaka dawna zajmujesz się własną twórczością literacką?
Odkąd pamiętam. Zacząłem w pierwszej klasie podstawówki, chcąc pokazać dwunastoletniej siostrze, że też umiem xD Serio, zazdrościłem jej tego. Więc napisałem własną książkę. Żeby nie być gorszym. Tak to się zaczęło. Jeszcze gdzieś mam tę książkę xD
10. Czy pozycje, które czytujesz i ich autorzy są dla ciebie "autorytetem"?
No i znowuż: zależy. Czasami. "Wiedźmin" Sapkowskiego był książką, która wywarła spory wpływ na moje opowiadania, tudzież książki...
11. Jakiej muzyki słuchasz i czy masz inne hobby prócz pisania?
Metalu, rocka, metalu, muzyki poważnej, hip-hopu, metalu...
A tak poważnie, to chyba wszystkiego, oprócz popu i disco polo. Wszystkiego, ze szczególnym naciskiem na metal i rocka (i wszystkie ich odmiany) (Metallica, Scorpions, Vader...<3). Gdybyście mnie zobaczyli/ły (niepotrzebne skreślić :P) to byście się zdziwili/ły. "Jak to, on słucha metalu? I tak się ubiera?" - takie myśli chodziłyby Wam pewnie po głowach, gdybyście mnie zobaczyli/ły. Tak, słucham metalu. Nie, nie ubieram się jak metal.
No tak, mam. Zresztą, to trochę moim zdaniem głupie pytanie. Przed chwilą mówiłem co lubię robić w wolnym czasie... To tak jakby to samo, ale ok. A więc, moim hobby oprócz pisania jest granie na komputerze i programowanie, od czasu do czasu karate (wspominałem, że lubię czasem komuś wlać na treningu, nie? :P). Lubię też czasem się powymądrzać, pokrzyczeć, pouprawiać niezdrowy tryb życia... pouczyć się na hiszpański :P Słuchanie muzyki chyba też jest rodzajem hobby.
_
No, to teraz wypadałoby zadać jakieś pytania, nominować kogoś... I tu może być problem, bo czytam tylko jednego bloga - Nadnaturalnych... Dobra, coś się wymyśli. Zawsze mogę od kogoś pożyczyć listę nominowanych ;)
Pytania:
1. Wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?
2. Gdzie chciałbyś/chciałabyś pojechać, co zobaczyć?
3. (pytanie dotyczące polityki) Zamierzasz zostać w Polsce czy gdzieś wyemigrować? Jeśli wyemigrować, to gdzie?
4. Jaki jest Twój ulubiony zespół/wykonawca?
5. (będzie chamska reklama) Jakiego masz antywirusa? Uważasz, że jest dobry?
6. Czego najbardziej nie lubisz w ludziach?
7. (kolejna chamska reklama) Pepsi czy Coca-Cola?
8. Ulubiony film?
9. Masz jakieś hobby oprócz pisania?
10. Jaki przedmiot w szkole lubisz najbardziej? Albo lubiłeś/łaś?
11. Jak sądzisz, gdzie pójdziesz (albo gdzie poszedłeś/łaś)? Do technikum, zawodówki czy ogólniaka?
_
No, to teraz wypadałoby zadać jakieś pytania, nominować kogoś... I tu może być problem, bo czytam tylko jednego bloga - Nadnaturalnych... Dobra, coś się wymyśli. Zawsze mogę od kogoś pożyczyć listę nominowanych ;)
Pytania:
1. Wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?
2. Gdzie chciałbyś/chciałabyś pojechać, co zobaczyć?
3. (pytanie dotyczące polityki) Zamierzasz zostać w Polsce czy gdzieś wyemigrować? Jeśli wyemigrować, to gdzie?
4. Jaki jest Twój ulubiony zespół/wykonawca?
5. (będzie chamska reklama) Jakiego masz antywirusa? Uważasz, że jest dobry?
6. Czego najbardziej nie lubisz w ludziach?
7. (kolejna chamska reklama) Pepsi czy Coca-Cola?
8. Ulubiony film?
9. Masz jakieś hobby oprócz pisania?
10. Jaki przedmiot w szkole lubisz najbardziej? Albo lubiłeś/łaś?
11. Jak sądzisz, gdzie pójdziesz (albo gdzie poszedłeś/łaś)? Do technikum, zawodówki czy ogólniaka?
Nominowane blogi:
1) http://ej-romantycznahistoria.blogspot.com/ (tak! właśnie tak! to nie przypadek! zgodziłaś się ze mną więc dostajesz nominację! :P)
2) http://kaer-morhen12.blogspot.com/ (autor już chyba nie odwiedza tego miejsca, no ale cóż...)
I to chyba... tyle? Sorry, nie czytam blogów. Co będę nominować ludzi, do których nigdy nie zajrzałem? Bez sensu. Z wielką chęcią nominowałbym Enough i Freedom, no ale cóż...
_
Mam nadzieję, że wszędzie zrobiłem te łamańce łeś/łaś. Ach, Freedom i Enough, mam nadzieję, że nie obrazicie się za pożyczenie waszego pytania?
_
Mam nadzieję, że wszędzie zrobiłem te łamańce łeś/łaś. Ach, Freedom i Enough, mam nadzieję, że nie obrazicie się za pożyczenie waszego pytania?
piątek, 2 maja 2014
"Ballada o Conhornie - Część II: Wschód czy zachód?"
No cześć :) Mimo tego, że mam nawał pracy, udało mi się to dzisiaj wrzucić. Nie jest to zbyt długie, jak zresztą większość moich opowiadań - staram się robić wszystko, żeby zbytnio nie zanudzać ;) Tak więc, życzę udanego weekendu majowego i miłej lektury :)
____________________
____________________
Chłopak
ustawił ostatni kamień na stosie, który ułożył jako grób dla swego przyjaciela.
Tworzenie go nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Martwego żołnierza, który zginął z
ręki Loana, miał zamiar zostawić bez pochówku, gdyż nie miał obowiązku grzebać
martwych wrogów. Zabrał tylko jego miecz i należący do przyjaciela sztylet, nic
innego nie mogło być przydatne - cesarski nie miał przy sobie żołdu.
Może i
powinien był od razu po przebudzeniu się z omdlenia ruszyć w pościg za sługami
Cesarstwa, wiedział jednak, że zbyt długo leżał bez przytomności, by ich dogonić
i kilkadziesiąt minut go nie zbawi, postanowił więc pochować przyjaciela.
Teraz, skoro już to zrobił, mógł z czystym sercem i bez obawy o zemstę ze
strony duszy przyjaciela wyruszyć w pościg.
Zmarli
bardzo nie lubili nie być pochowanymi. Jeśli ktoś umarł na odludziu nic się nie
działo, jednak, jeśli najbliżsi byli przy czyjejś śmierci i porzucili ciało bez
pogrzebu czy spalenia, dusze mściły się na nich, na różne sposoby przykrząc życie
żyjącym. Natomiast, jeśli ktoś pochował ciało swego wroga lub takie, na które
się gdzieś natknął, duch zmarłego mógł takiej osobie pomóc.
Mimo to, Conhorn
nie mógł jednak tak opuścić Loana. Dłuższą chwilę stał przy grobie, opłakując
przyjaciela. Czuł, że powinien już iść, ale coś go zatrzymywało, coś nie
pozwalało...
Ciało
żołnierza.
Kiedy tak
stał, podjął decyzję, że jednak pogrzebie i jego. Może i straci na tym kolejne
cenne minuty, ale czyjaś przychylność z zaświatów była cenniejsza od czasu, tym
bardziej, kiedy walczy się samemu przeciwko całemu Cesarstwu. Usypał więc drugi
kopczyk z ziemi i gałęzi. Nie był to może ani piękny, ani wprowadzający w
zachwyt grobowiec, ale lepszy taki, niż żaden.
Teraz już
chłopak odwrócił się plecami do miejsca pochówku poległych i z ciężkim sercem
zwrócił twarz w kierunku wioski.
Ruszył
przed siebie, kierując się do miejsca, w którym spędził prawie całe swoje
życie. Miejsca, które spłonęło w cesarskim przypływie złości. Miał nadzieję
znaleźć ślady pozostawione przez odchodzący oddział, za którym musiał podążyć.
Biegł, przeskakując przez wystające ponad poziom gruntu, powykręcane korzenie i
pnie ściętych przez wieśniaków lub powalonych siłami natury drzew. Nie dbał o
zmęczenie, przyspieszony oddech, palące płuca czy serce, chcące wyskoczyć mu z
piersi. Nie dbał o nic. Wiedział tylko, że musi dopełnić przysięgi i pomścić
przyjaciół. Odnalezienie Virrey i dopadnięcie Czarnej Błyskawicy stało się
jedynym sensem i celem jego życia. Wiedział, że jeśli mu się nie uda, nie zazna
spokoju, nawet po śmierci.
Zwłaszcza
po śmierci.
Zbiegał w
dół stromego zbocza porośniętego drzewami wzgórza. W oddali widział już prześwitujące
między pniami światło - znak, że zbliża się do granicy lasu a tym samym do
wioski. Już po chwili ciężko sapiąc zatrzymał się w miejscu, w którym las
przechodził w polanę. Widział stamtąd zwęglone szczątki budynków. Niektóre z
zabudowań jeszcze się dopalały, niewielkie płomyczki pełzały po spalonych
deskach. Na ten widok gardło chłopaka ścisnęło się po raz kolejny w ciągu
zaledwie kilku godzin. Całe jego życie legło w gruzach.
Otrząsnąwszy
się, wkroczył między zgliszcza.
W centrum
wioski, a raczej w miejscu, gdzie centrum kiedyś się znajdowało, piętrzył się
stos trupów. To już było zbyt wiele. Żołądek Conhorna wywrócił się na lewą
stronę i chłopak zwymiotował całą jego zawartość. Przez chwilę stał zgięty w
pół, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Krzywił się, oddychając z trudem. W
końcu, ból brzucha popuścił nieco, tak że Conhorn mógł się z powrotem
wyprostować. Powstrzymując kolejną falę mdłości, pełen obaw podszedł powoli do
stosu. Ku swej uldze stwierdził, że spoczywają tam wyłącznie ciała mężczyzn.
Kątem oka
dostrzegł wzniesiony w pewnym oddaleniu od końca wioski porządny, zgrabny kurhanik,
w którym najprawdopodobniej pogrzebani zostali polegli w trakcie ataku na
wioskę żołnierze.
Odszedł
stamtąd, mając nadzieję znaleźć jakieś drewno, które byłoby suche, porąbane i
przede wszystkim nie spalone przez cesarskich. Na szczęście, żołnierze najwyraźniej
nie dostrzegli przygotowanych na zimę zapasów, zmagazynowanych pod lasem w
niewielkiej budce na drugim krańcu wsi. Obłożył więc nimi stos i podłożył
ogień, przeniesiony z jednego z dopalających się domostw. Stanowiące podpałkę
sucha trawa i niewielkie gałązki szybko się rozpaliły.
Teraz
zajął się szukaniem pozostawionych przez odchodzący oddział śladów. Cała ziemia
zdeptana była ciężkimi, żelaznymi butami, noszonymi przez żołnierzy, więc
odnalezienie tych właściwych nie było proste. W końcu jednak odszukał odciski
zostawione przez oddalających się dwójkami wojowników. Prowadziły na południe,
w kierunku pobliskiej wsi Polsten.
Conhorn
ruszył ich śladem, zostawiając spaloną wioskę za sobą. W powietrzu rozchodził
się smród palonej skóry. Odchodząc, spojrzał jeszcze za siebie. Ujrzał
strzelający wysoko w górę płomień, trawiący ciała wieśniaków. Miał przynajmniej
kilka, jak nie kilkanaście godzin straty do żołnierzy. Nie miał szans odrobić
tego czasu i zdawał sobie z tego sprawę, mógł jednak nie pozwolić na
zwiększenie się tej odległości. I nie zamierzał pozwolić.
Pozostawiając
za sobą zgliszcza, ostatecznie zerwał ze swoim poprzednim życiem. Zamknął się
stary rozdział w księdze jego istnienia, a rozpoczął nowy.
Ślady,
wbrew domysłom chłopaka, wcale nie prowadziły do Polsten. Około mili od
spalonej wsi skręcały w prawo i dalej szły drogą gruntową w kierunku gościńca
numer siedem, tak zwanej Cesarskiej Siódemki. Trakt ten łączył położony na
wschodzie port Malvand ze znajdującym się na zachodzie, w środkowej części
prowincji, miastem Kalmervold, będącym jednocześnie stolicą prowincji. Za
Kalmervoldem, Siódemka zamieniała się w Trakt Międzyprowincjonalny, łączący ze
sobą wszystkie prowincje.
Chłopak
ruszył dalej, kierując się śladami i zastanawiając się, dokąd najprawdopodobniej
skierują się żołnierze. Nie miał zamiaru się poddać, choćby zmierzali do samej
stolicy Cesarstwa.
Choćby
musiał stawić czoła całej potędze Cesarza i pokonać całą jego armię, nie podda
się. Niechaj imię "Conhorn" na zawsze wyryje się w pamięci tego
świata!
Kiedy
dotarł do Siódemki, na której - jak się zdawało - był w tej chwili jedynym podróżnym,
zazgrzytał ze złości zębami. Część śladów prowadziła w lewo, a część - w prawo.
Kiedy wściekłość minęła, zdał sobie sprawę z tego, w jak beznadziejnej sytuacji
się znalazł. Zrezygnowany, padł na kolana i spuścił głowę.
- Bogowie!
Dlaczego mi to robicie?
____________________
Doszliście do końca? No to się bardzo cieszę :)
Mimo kupy nauki, ciesząc się wolnym
Sagi (bo któż by inny? :P)
Subskrybuj:
Posty (Atom)