Prolog "Ballady o Conhornie". Króciutki, więc liczę na to, że uda mi się dzisiaj wrzucić jeszcze właściwą pierwszą część. Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
____________________
Ostatnie
dźwięki pieśni rozbrzmiewały w uszach słuchaczy, którzy długo nie mogli
otrząsnąć się po smutku ogarniającym ich po wysłuchaniu pieśni o Hraldzie
Ostrzorękim. Była to smutna ballada opisująca ostatnie miesiące życia
legendarnego wojownika Haralda – legendarnego, ponieważ nie było żadnych dowodów
na jego istnienie.
Bard Volun
przeciągnął ostatni akord po czym wstał z głośnym trzaskiem prostując zastane
kolana. Skłonił się lekko słuchaczom wciąż będącym myślami przy umierającym
Haraldzie, po czym podszedł do wycierającego kufle barmana. Oparł lutnię o
kontuar i naparł o niego.
- Nalej mi
piwa – rzucił do mężczyzny, który bez słowa spełnił jego prośbę.
Ten chwyciła
rzeźbiony, drewniany kufel i wychylił go jednym haustem. Odstawił go z hukiem
na ladę i rzuciwszy barmanowi monetę, ruszył do wyjścia zabierając instrument.
- Mistrzu! –
zawołali słuchacze otrząsnąwszy się z efektów wywołanych pieśnią. Ten zatrzymał
się z twarzą zwróconą do drzwi – Nie zostaniesz a nami?
- Nie.
- Prosimy,
Mistrzu zaśpiewaj nam coś jeszcze.
- Droga
wzywa – odparł bard po chwili zastanowienia.
- Weźcie
mnie na wóz to zaśpiewam.
Słuchacze w
większości wieśniacy i prości ludzie zakrzyknęli ochoczo. Zaczęli wstawać jeden
po drugim i wyprowadzili Voluna z karczmy. Wyglądali tak jakby chcieli ponieść
śpiewaka, jednak jasno dał do zrozumienia, że uwłacza to jego godności, więc
powstrzymali się przed dym, nie chcąc aby zmienił zdanie.
Kilku
roślejszych wieśniaków wgramoliło się na wóz i pomogło wejść bardowi. Woźnica
siadł na koźle i strzelił z bata. Konie ruszyły powoli, koła zaturkotały na
brukowanej drodze. Pogoda była ładna, słońce stało wysoko0 na niebie, a ptaki
przekrzykiwały się, jakby przeczuwając, że w okolicy znajduje się ich
konkurent.
- Wieźcie
mnie w kierunku Vanilen! - zawołał Valun, zajmując wygodną pozycję do grania.
Uderzył delikatnie w struny, tak aby płynęła z nich delikatna muzyka – A ja
zaśpiewam wam o wielkim choć mało znanym wojowniku, którego miałem zaszczyt poznać
osobiście. Zaśpiewam wam balladę o Conharnie.
Bard urwał,
przez dłuższą chwilę słychać było tylko stukot końskich kopyt, turkot wozu i
delikatną melodię. W końcu jednak Valun kontynuował.
- Może i nie
było to jego do końca prawdziwe imię, jednak często się nim przedstawiał,
dlatego tak nazwałem ten utwór.
Jeszcze
przez chwilę słychać było delikatną muzykę, a później bard mocniej uderzył w
struny i zaczął czystym, dźwięcznym głosem, w którym nie sposób było się nie
zatracić i nie sposób było mu się oprzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz