Opowiadanie, które napisałem jako fan art do
bloga Nadnaturalni (publikacja
została uzgodniona z jedną z autorek, zresztą to nieważne). Miłej lektury :)
_________
Z mroku wyłaniała się powoli
lokomotywa, piszcząc głośno hamulcami. W końcu zatrzymała się – ciężka, ospała,
wyrzucająca z siebie kłęby dymu.
I
Ciemność okalała świat swym
nieprzeniknionym całunem. Niebo osnute było gęstymi chmurami, światło gwiazd
ani księżyca nie miało szans dotrzeć do powierzchni ziemi. Konary drzew
kołysały się na lekkim wietrze. W lesie panowała cisza i spokój,
nieprzenikniona ciemność tym razem nie wywabiała z ukrycia nawet nocnych
drapieżników.
Zwierzęta wyczuwały, że
stanie się coś złego.
Nocną ciszę zakłócił cichy,
rytmiczny stukot. Stukot z każdą chwilą przybliżał się, stawał się wyraźniejszy
i głośniejszy. W ciemności ukazało się okrągłe światełko, zbliżające się razem
ze stukotem.
Przez las sunęła masywna
lokomotywa, wyrzucająca z siebie kłęby gęstego, smolistego dymu. Zamontowany z
przodu reflektor rozpraszał ciemności, ukazując fragment torów na kilkadziesiąt
metrów do przodu. Do lokomotywy przyczepione były liczne wagony przystosowane
do przewozu bydła. Strażnik, stojący przy znajdującym się na ostatnim wagonie
stanowisku ckm-u, mógłby usłyszeć dobiegające z wagonów szepty, niektóre
przerażone, inne przepełnione nadzieją. Mógłby, gdyby chciał. Gdyby się
postarał, obudził w sobie ludzkie odruchy.
W oddali na torach
zamajaczyło drugie, niewielkie światełko. Światełko przybliżało się. Maszynista
mruknął coś do stojącego obok niego żołnierza, wskazując mu światełko. Żołnierz
odwrócił się i wyszedł z kabiny maszynisty. Podszedł szybko do stojącego przy pierwszym
wagonie innego żołnierza. Wymienił z nim kilka słów, po czym wrócił do
maszynisty. Przekazał mu słowa, zasłyszane od przełożonego.
Maszynista kiwnął głową,
splunął w szalejący w piecu ogień. Pociągnął jedną z wielu dostępnych dźwigni.
Zapiszczały hamulce, skład zaczął zwalniać. Szepty w wagonach wzmogły się,
jedne niepewne, drugie zdezorientowane, trzecie szczęśliwe, że podróż dobiega
końca.
Płonące w oddali światełko
przybliżało się coraz wolniej i wolniej, wciąż jednak stawało się bliższe.
Maszynista przez chwilę myślał, że pociąg nie wyhamuje.
Ale wyhamował.
- Hans! – zawołał ktoś z tyłu
władczym głosem. – Sprawdź, co się dzieje!
- Tak jest! – żołnierz
wyskoczył z kabiny na nasyp. Poprawił wiszący mu na ramieniu karabin i ruszył w
kierunku majaczącemu w ciemności kształtowi.
II
Ivan westchnął, spojrzał na
towarzyszącego mu mężczyznę. Obaj byli ubrani na czarno, wtapiając się w
otaczającą ich czerń.
Z mroku wyłaniała się powoli
lokomotywa, piszcząc głośno hamulcami. W końcu zatrzymała się – ciężka, ospała,
wyrzucająca z siebie kłęby dymu. Ivan, mimo ciemności, ujrzał wyskakującego z
niej człowieka.
- Zaczyna się zabawa –
szepnął do stojącego po drugiej stronie reflektora mężczyzny. – Dimitri, ja się
nim zajmę. Ty bierz ckm-y.
Mężczyzna kiwnął głową,
poprawiając fryzurę. Ach ten Dimitri - taki piękniś, nawet w trakcie misji…
Włoski oczywiście czesze przynajmniej raz na pół dnia, kilka razy w ciągu
godziny poprawia fryzurę. Jest gorszy niż kobieta. Nie rozumiem tego.
Idący w naszym kierunku
żołnierz miał do przejścia kilkadziesiąt metrów.
Ivan nie zamierzał pozwolić
mu dojść. Zeskoczył z lokomotywy. Był bez broni. Nigdy nie nosił broni. Idący
ku niemu żołnierz zawahał się, jednak szedł dalej, widząc przed sobą
bezbronnego człowieka. Spotkali się mniej więcej w połowie drogi między
składami. Żołnierz kątem oka sprawdził stopień Ivana, a przynajmniej ten, który
miał na mundurze.
Ivan nie musiał sprawdzać
stopnia rozmówcy. Widział ją już z daleka. Schütze – szeregowy.
- Herr Obersturmführer –
uniósł rękę w górę. Ivan odpowiedział na pozdrowienie. – Herr Oberfeldwebel
Eberl prosi o przesunięcie składu w inne miejsce, gdyż…
- Spokojnie – mruknął Ivan,
kładąc szeregowemu dłoń na ramieniu. Żołnierz zadrżał, wybałuszając oczy, gdy
przejmujące zimno rozpłynęło się po jego ciele. Próbował krzyknąć, lecz głos
nie przeszedł mu przez zamrożone gardło. Po chwili stał, nieruchomy niczym
głaz, z jego zmrożonego ciała unosiły się opary, jednak nikt oprócz
Nadnaturalnego nie mógł tego zobaczyć. – Spokojnie.
Ivan ruszył dalej. Cholerni
Niemcy. Cholerny wehrmacht. Że też ja muszę chodzić w mundurze SS… Trzeba to
kończyć. Mężczyzna uniósł głowę, szukając wzrokiem stanowisk ckm-ów. Wszyscy
zajmujący je żołnierze stali zamrożeni w lodowych blokach. Dimitri dobrze
wykonał swoją robotę.
Ivan wszedł do kabiny
maszynisty. Spojrzał na stojącego tam maszynistę. Ominął go bez słowa. Podszedł
do pomostu łączącego lokomotywę z pierwszym wagonem. O niewysoką balustradkę
opierał się ze znudzoną miną wspomniany przez szeregowego Oberfeldwebel. Na
widok Ivana wyprężył się, jego ręka wystrzeliła do góry.
- Hei…
- Eberl – przerwał mu
szorstko Ivan. – Dokąd?
- Do Auschwitz Birkenau, Herr Obersturmführer –
nawet, jeśli Niemiec był zaskoczony tym, że jego rozmówca zna jego nazwisko,
nie okazał tego.
Ivan uniósł do góry rękę, w
jego dłoni uformował się długi i ostry lodowy szpikulec. Przyjrzał się mu z
zainteresowaniem, po czym nagle cisnął nim w Eberla. Szpikulec przebił
krtań Niemca. Siła rzutu sprawiła, że mężczyzna poleciał w tył; koniec lodowego
kolca wbił się w ścianę wagonu. Eberl wisiał, przytwierdzony do drewnianej
ściany, krew spływała po jego ubraniu.
- Kończmy to panowie! –
zawołał Ivan, podchodząc do maszynisty. Jego również zamroził. Pociągnął
wiszącą u sufitu linkę. Rozległ się głośny, świszczący dźwięk gwizdka. Na ten
znak, z rosnących wzdłuż torów wyskoczyło kilkunastu uzbrojonych w pepesze
radzieckich żołnierzy. Szepty we wnętrzu wagonów wzmogły się jeszcze bardziej.
– Dawaj!
Żołnierze podbiegli do
wagonów. Zaczęli otwierać je pośpiesznie, z wnętrz tych już otwartych nieśmiało
wyglądali wystraszeni ludzie. Żołnierze zachęcali ich do wychodzenia,
pośpieszali ich machając rękami.
Ivan wyskoczył z kabiny i
zrzucił z siebie z odrazą mundur SS-manna. Podszedł do niego Dimitri, podał mu
radziecki uniform.
- Ładna akcja – pochwalił go
Ivan. – Ładna, szybka i cicha.
Stojąca na torach lokomotywa,
która zagradzała przejazd niemieckiemu składowi, zamazała się i rozpłynęła, nie
pozostawiając po sobie najmniejszego śladu.
- Teraz tylko pozbyć się
pociągu – mruknął Dimitri, łypiąc spode łba na wyłaniający się z lasu konwój
radzieckich transporterów.
- Możesz się tym zająć? –
spytał Ivan, naciągając na siebie mundur.
- Mogę – odparł Dimitri,
wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. – Chcesz?
- Nie palę – przypomniał
Ivan. – Ty też nie powinieneś.
- Zabobony z tą szkodliwością
– parsknął Dimitri, podpalając papierosa. – Idę. Trzeba wykoleić ten pociąg.
- Tylko pamiętaj, że wszyscy
mają nie żyć. Trzy dni wystarczą, żeby ich pochowali.
- Niech cię o to głowa nie
boli – Dimitri zasalutował. – Robię dobre iluzje.
- Wiem – Ivan pokiwał głową.
– Uważaj na siebie.
- I ty również, towarzyszu.
Dimitri wskoczył do kabiny
maszynisty. Krzyknął na wciąż wysiadających z pociągu ludzi, pospieszając ich.
- Tylko niech nikt nie
zostanie w środku!
Po kilku kolejnych minutach wszyscy
ludzie siedzieli w transporterach. Skład ruszył, Dimitri wyjrzał przez okienko,
pomachał Ivanowi. Ten uśmiechnął się i odmachał przyjacielowi. Gdy lokomotywa
oddaliła się, niknąc za drzewami, Nadnaturalny wsiadł do czekającej na niego
ciężarówki.
Ciężarówka odjechała, nie
zostawiając na twardej ziemi żadnych śladów.
Po operacji Nocny Ekspres w ogóle nie zostało żadnych śladów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz